czwartek, 26 grudnia 2013

Dwa tysiące trzynasty, jako rok dobrej muzyki.


2013 nieubłaganie zbliża się ku końcowi, wszyscy wszystko podsumowują i ja też od trzech dni główkuję i rozmyślam nad mijającym rokiem pod kątem muzycznym. Jest ciężko.W tym roku poznałam tyle wspaniałej muzyki, magicznych utworów i artystów. Zakochałam się z milion razy, więc będzie naprawdę ciężko wybrać te najlepsze z najlepszych. Poza tym na świat wyszła masa dobrej muzyki, co wcale nie pomaga mi w wyborze. Swoje podsumowanie chciałabym podzielić na dwie części - pierwsza to taka moja własna, z artystami i kawałkami, które pojawiły się w tym roku w moim życiu i zostawiły swój ślad, a niekoniecznie przyszły na świat w 2013, a druga, to tegoroczne nowości. A niewypałom damy spokój...:) Więc do konkretów! :)

CO DOBREGO W ŚWIECIE W 2013?

Myślisz "najlepszy album w 2013 to..." i co widzisz? Bo ja Sigur Rós. Tak, i to Sigur Rós ze swoim Kveikur jest u mnie na miejscu pierwszym, może to przez miłość i słabość do islandzkiej muzyki, sama nie wiem. Wiem, że płytę roku już mamy! :) A przy okazji najlepszy kawałek z płyty: 

Poza tym nie da się nie wspomnieć o Foals i ich Holy Fire. Równie dobra płyta, jeśli ktoś nie słuchał, gorąco polecam!

Rhye! Kolejny zespół z kolejną świetną płytą 2013 roku! Grzechem nie wspomnieć o Woman. :) Z resztą, o takich dźwiękach się nie zapomina. 

Kolejna muzyczna perełka - Deptford Goth i ich Life After Defo! Rany, świat jest pełny dobrej muzyki!

Junip i ich Junip :) Kolejny majstersztyk. Leciutko i ze smaczkiem. I duży plus za wokal.

I oczywiście przerażająco dobry David Lynch! Kurde, on ma w sobie to coś, co lubię i co nie da o nim zapomnieć, więc wspominam o nim przy każdej okazji.

Do przy Lynchu muszę też wspomnieć o jego małym duecie z Lykke Li. Świetny kawałek

Bill Callahan którego poznałam w tym roku też miał swój wkład w tegoroczne nowości. Osobiście miano najlepszej jego płyty przykleiłabym Sometimes I Wish we were an Eagle, no ale ta płytka swoje lata już ma, a myślę że o Dream River też warto wspomnieć. :) 
Poza tym wszyscy doskonale wiemy i pamiętamy o nowych smaczkach Pearl Jamu, Depeche Mode i Artic Monkeys, wszyscy znają, więc nie ma co ich tu wrzucać. :)

CO DOBREGO U MNIE W 2013?

Do moich wspaniałych odkryć ( i nie tylko moich ) na pewno muszę zaliczyć kilka płyt, które kocham, bo grzechem jest nie wspomnieć o nich. Wiadomo, że Pink Floydów zawsze i wszędzie mam na pierwszym miejscu, dlatego dzień w którym na własne oczy widziałam The Wall w wykonaniu Rogera Watersa na naszym Stadionie Narodowym śmiało zaliczam do najlepszego dnia w moim krótkim życiu. Na samą myśl, ciary na karku, jak nic! :) Poza Pink Floydami jest też parę płytek, o których wypada wspomnieć. Tak więc od początku.
Magiczna, spokojna i jedna z ulubionych to na pewno Timber Timbre. Uwielbiam do niej wracać. Klimacik jaki tworzą te dźwięki, nie do opisania. Cała płyta wspaniała, nie umiem wybrać najlepszego kawałka. 

Alt-J i An Awesome Wave, jako kolejny świecący diamencik, a numer jeden z całej płyty, oczywiście Taro. :) Uśmiechy i wspomnienie lata gwarantowane!

Trochę wolniej, trochę spokojniej i trochę magiczniej - Low Roar. Nie ma nic lepszego do słuchania późnymi wieczorami. 

Kolejna magia zamknięta w dźwiękach to Sophia i ich The Infinite Circle. Charakterystyczny i jeden z moich ulubionych wokali. W sumie to bardzo osobisty album jak dla mnie. Może trochę sentymentalny i przepełniony wspomnieniami. Przeskakujące klatki z obrazkami w mojej głowie. Tak, to dobry album :)

Tym sentymentalnym akcentem kończę moje podsumowanie. :) Myślałam, nad najlepszym kawałkiem mijającego roku, ale jest to fizycznie niemożliwe. Bardzo ciężko było mi wybrać kilka ( dobra, kilkanaście ) płyt, które zasługują na miano tych najlepszych. Na pewno pominęłam masę kawałków, ale nie sposób jest zebrać je wszystkie i wrzucić tutaj. :) A może Ty masz jakiś kawałek, który kojarzy Ci się z tym rokiem? Podziel się!
A ja, już na sam koniec, życzę wam dobrego kolejnego roku życia. Kolejnych sukcesów, osiągnięć, kolejnych wzlotów, uśmiechów, kolejnych dobrych filmów i wspaniałej muzyki, kolejnych zwiedzonych miejsc, zaliczonych koncertów, kolejnej porcji wspaniałych chwil i przeżyć, a w efekcie kolejnej masy wspomnień. A sobie życzę jeszcze więcej wspaniałych wykopalisk, jeszcze więcej nowej muzyki! I bądźcie zdrowi! :)

sobota, 21 grudnia 2013

MOFRO, czyli co mi przed świętami gra.


Kilka dni temu w moim niezawodnym radiu usłyszałam tych kilka dźwięków. I się zakochałam, cholera jasna na zabój. Lekko bluesowo-funkowe dźwięki, raz z przebitkami mocniejszej gitary, a raz z leniwym dźwiękiem harmonijki. Wspaniałe dla uszu i duszy. :) Kurcze, co tu dużo gadać... Posłuchajcie sami!




W tym roku wypuścili płytkę, ale przyznaję się bez bicia, że jeszcze jest przede mną. Na razie utknęłam w tych starszych dźwiękach no i muszę się nimi nacieszyć. :)
Z muzycznych wykopalisk to tyle, warto byłoby jeszcze wspomnieć o nowym Phantogramie, ale to następnym razem... :)


Chciałam jeszcze, wam wszystkim czytającym, z racji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia, tych świąt pełnych pracy i przygotowań, pełnych zamieszania i gwaru, pełnych przemyśleń i w końcu zatrzymania się, spędzenia czasu z bliskimi, odpoczynku, pachnących pierników, pierogów z kapustą i grzybami oraz pięknej choinki, chciałabym życzyć wam wszystkim dużo uśmiechu i pogody ducha, bo tak naprawdę, to jest w życiu najważniejsze. Abyście uśmiechali się do ludzi i w duchu do siebie samych, abyście te święta spędzili w gronie najbliższych i najważniejszych dla was ludzi, aby przez te święta zatrzymał się czas, żebyście mogli naprawdę odpocząć delektując się muzyką ( i tymi moimi wykopaliskami też! Nimi też! Nimi też! ) i wraz z Nowym Rokiem wrócili z zapałem i naładowanymi akumulatorami do pracy i swojej codzienności. Abyście, nie tylko w święta ale i na co dzień, byli uśmiechnięci i radośni, robili tylko to, co sprawia wam w życiu przyjemność i radość, abyście spełniali się w tym co robicie, aby wasze serducha były pełne ciepła, ludzkiej życzliwości i uśmiechu. Abyście osiągnęli swoje marzenia, mając przy sobie, najlepszych na Ziemi dla siebie ludzi!
Wesołych Świąt! :) 

sobota, 7 grudnia 2013

Prezenty mikołajkowe


Świąteczny klimat udzielił się już chyba wszystkim. Nic dziwnego, w końcu mikołajki są takim przedsmakiem świąt. Zaczynamy słuchać kolęd, wręczamy sobie drobne upominki, uśmiechamy się do siebie i pomimo śniegu za oknem w serduchach robi się ciepło. :) Gorsza nie będę i podzielę się z wami kilkoma kawałkami, które ostatnio wygrzebałam. Niekoniecznie utrzymane są w tym ciepłym, świątecznym klimacie, bo z tym trzeba uważać, łatwo można go przedawkować, ale na pewno warte są przesłuchania. 

Na pierwszy ogień wrzucam Arctic Monkeys i ich jeszcze gorący kawałek, bo wiem, że da radę. :) 

Trochę lata w postaci Gruff Rhys i ich Shark Ridden Waters. W wolnej chwili muszę poznać ich bliżej, może być ciekawie. :)

Numer trzy w zimowe popołudnia to Harold Melvin i The Bluenotes. Jakże przemiłe dźwięki :)

Cold War Kids długo szukać nie trzeba było. Większości dobrze znani, przeze mnie lubiani :) Nie wiedziałam tylko o ich nowej płycie.


Ode mnie to tyle. Wesołego weekendu życzę bałwanki! :)




czwartek, 5 grudnia 2013

Babskie wieczory, czyli ja i moja wspaniała dziesiąteczka.


Kiedy za oknem pada pierwszy śnieg, a ja mam wyjątkowo wolny i spokojny wieczór, nie ma nic lepszego, niż zakopać się pod kołdrę z kubkiem gorącej herbaty waniliowej z dodatkiem malin, cytryny i imbiru ( jutro przepis na sajgonki ) i tradycyjnie zanurkować w jakiś wspaniałych dźwiękach. ( nie, to nie będą kolędy ) Jako że moja chwilowa niedyspozycja towarzyska skutecznie odstrasza, a kto zrozumie lepiej kobietę, niż druga kobieta? I to właśnie w nich pokładam dzisiaj nadzieję. 
Jak powszechnie wiadomo, kobiecy wokal nie we wszystkie gusta się mieści, jedni go kochają, inni - nie mogą słuchać, ale pewne jest to, że bez kobiet byłoby nudno, nawet w świecie muzycznym. 
Ja osobiście działam intuicyjnie w kwestii muzyki, więc nie mam zasady. Dzisiaj chce się podzielić moją hot 10 jeśli chodzi o kobiece popisy muzyczne i to nie tylko te wokalne... Cały wieczór burza mózgu. Wbrew pozorom nie było to takie łatwe... Ale teraz przejdźmy do konkretów!

10

Noora Noor - Lekko bluesowy głosik z domieszką jazzowych dźwięków. Bardzo kojąca muzyka, idealna na wieczory z lampką wina. Muzyka spokojna, wokal momentami troszeczkę mocniejszy i energiczniejszy, co dodaje smaczku.

9

Adele - na pewno nikt nie zapomniał o wielkich pięciu minutach tej angielskiej wokalistki. Troszeczkę sceptycznie na początku do niej podchodziłam, myślę, że głównie przez cały ten bum jaki powstał ( po prostu w pewnym momencie, bałam się że kiedy otworzę lodówkę, zobaczę w niej Adele, więc wolałam unikać jej muzyki ) ale małymi kroczkami, dotarłam do tej mniej znanej Adele, bo nie ma się co oszukiwać, nie wiele osób potrafiłoby wymienić 5 tytułów jej piosenek, a szkoda, bo jest dobrze i u mnie na dziewiątym. :) 

8

Asa - Pozytywna wokalistka. Ruszamy bioderkami i nie stoimy w miejscu! Coś żywszego w mojej dziesiątce. Działa pobudzająco i poprawia humor oraz samopoczucie. Przedawkowanie raczej nie jest możliwe. :)

7

Lana Del Rey - Diwa światowej muzyki, nie mogło jej tu zabraknąć. I kurcze pomimo tego, że słychać było ją w każdej stacji radiowej, średnio co godzinę to jej się nie bałam! Świetne dwie płyty, bardzo dobry głos, świetne clipy... I może ktoś mi powie, jak ona to robi? 

6

Yael Naim - I tutaj przyznaje się bez bicia, do tego kawałka mam szczególną słabość. Jest trochę taki bajkowy i tajemniczy. Ma w sobie coś, co sprawia, że wyłączenie w połowie jest niemożliwe ( przynajmniej dla mnie ) To jest taka... To kurcze naprawdę dobry kawałek. 

5

Sarah Jaffe - Ona ma raczej niespokojną muzykę. Troszeczkę mroczną i na pewno tajemniczą. Cudowny głos, trochę smutny. Warto posłuchać. :)

4

Selah Sue - Głos! Głos! Głos! Niemożliwością jest nie zakochać się w nim. No nie dałam rady, naprawdę. Miałam z nią spory problem, wrzucając ją jako dopiero czwartą, czuję lekki niedosyt... No ale nie było innego wyjścia. :) 

3

Sóley - nie ma nic lepszego do poduszki. Cała płyta jest prześwietna. Wspaniały głos i przyjemna, idealna do przesiadywania nocą. Lubię nadużywać repleja przy niej. 

2

Imany - Moja miłość numer... dwa. Uwielbiam za głos, za muzykę, za pomysłowość w muzyce. Cała płyta ukochana przeze mnie i poznana już na pamięć. Bardzo mocno polecam!

...
1!
Kaki King - Nic innego nie mogło się tu znaleźć. Problem w tym taki, że Kaki w Montreal'u nie usłyszymy, ale kawałek na zawsze pozostanie moim numerem jeden, pod każdym względem. Każda sekunda tej piosenki, wypełnia mnie po brzegi, a moje narządy synchronizują się z nią i tworzą jedność. Tak przewspaniała kombinacja dźwięków, nie do opisania. Po prostu trzeba posłuchać.
I z Kaki King właśnie, zostawiam was o tej późnej już porze i życzę dobrej nocy. :)




poniedziałek, 2 grudnia 2013

Całotygodniowy przegląd muzyczny

PONIEDZIAŁEK

Najważniejszy dzień, bo to ponoć od niego zależy reszta tygodnia, więc zacząć trzeba go miło i ze smaczkiem. Grzebałam trochę w starociach i na nowo odkryłam między innymi:

Visioneers 
 


Citizen Cope


 The Bug


I Spoon, o którym myślę sobie, że muszę poznać bliżej

WTOREK

W każdy wtorek, potrzebuję ostrego kopniaka z rana, żeby jakoś go przeżyć. Niestety, nie ma czasu na szukanie czegoś ekstra, wrzucam na ruszt to, co nawinie mi się pod ręką, tak więc wtorek zaczęłam z Zita Swoon'em, bo mam sentyment do tej piosenki, bo ma w sobie garść wspomnień i jest uśmiech jak ją słyszę, zdecydowanie. :)


W krótkiej przerwie miedzy lekcjami a polonezem pokatowałam ComeYah, bo równie miłe obrazy wspomnień przywołuje. 

ŚRODA


Nie ciężko zauważyć, że cały wolny czas poświęciłam na Grouplove, bo ich polubiłam. I warto, bo robią kawał fajnej muzyki. :)



Poza tym Radiohead do poduszki. Miłością numer jeden moją nie są, ale słucha się nieźle. 


CZWARTEK

Tu z muzyką już było dziwnie, zrzucam winę na zbliżający się weekend. Prodigy, Lynch i The White Stripes to chyba dziwna mieszanka... Widzicie ich wszystkich w duecie? Jak myślicie, co to by było? :) 

The Prodigy 

Nowy stary Lynch, który, nie ukrywam, z kawałka na kawałek przeraża mnie coraz bardziej... I to lubię :)

No i The White Stripes ze swoim znanym większości hitem :)

PIĄTEK

Wyczekiwany przez wszystkich początek weekendu zaczęłam z Kitty. Szczerze powiedziawszy, dziewczyna ma w sobie coś, co mnie urzekło. Niby zwykły kawałek, niby nic nadzwyczajnego, ale kurcze wyłączyć ciężko. :) Do poduszki Grimes. Ciekawa kobieta, a Visions, jej ostatnia płyta naprawdę niezła. Warta polecenia, więc polecam. :)

Kitty

Grimes


SOBOTA

Człowiek jedzie w tym zimnym PKP, śnieg z deszczem za oknem, więc co innego, jak nie Gary Clark JR w moich słuchawkach? Przetupuję więc z nogi na nogę, czekając na pociąg, zmrożony deszcz mi sypie prosto w twarz, ale to nic. Gary Clark nie daje stać w miejscu, ot co. :)


NIEDZIELA

Ładnych obrazów i przemiłych dźwięków garść. Uśmiechnięte niedziele. A na koniec Pink Floyd, bo nikt jeszcze nie wymyślił niczego, choć w połowie tak wspaniałego jak oni. 

Josh Ritter warto również obejrzeć, nie tylko posłuchać.:)

Ukochany Pink Floyd

Wszystko oczywiście przeplatane kolędami, bo przyznając się bez bicia, wpadłam w ten przed-przed świąteczny cug i szaleństwo. Choinki bym ubierała, śniegu bym chciała, kolędy bym śpiewała, a to jeszcze 23 dni... :)
W między czasie, przez głośniki przewinął mi się nowy Tomasz ( ponoć już nie Tomek ) Makowiecki. Wielkie WOW na jego kawałek. Kurcze, czy tylko ja widzę cholerne podobieństwo do Kamp! ? I to tak wielkie, że aż mi to przeszkadza. Lubię Kamp!, robią kawał dobrej muzyki, ale cholera nie znaczy to, że chcę ich słyszeć, nawet jak słucham innych artystów. To nie jest fajne, a już na pewno nie fair. Nie widzę tego, nie leży mi ten zachwyt. Mało oryginalny, ale fajnie że się rozwija, bo mimo wszystko, brzmi mało polsko. :)

Dobranoc! :)



środa, 27 listopada 2013

Grouplove, czyli mój wielki mały debiut.

Ciągle błądzę szukając punktu zaczepienia, jakiejś rzeczy której robienie będzie sprawiało mi przyjemność, jakiegoś mojego małego hobby, sposobu na złapanie oddechu od codziennej monotonności, urozmaicenie sobie w jakiś sposób życia. Próbowałam już naprawdę wielu rzeczy - jak widać bez żadnego sensownego skutku. Pomimo nieustających problemów z kablem od głośników, i trochę przez namowę ludzi, od dziś zostanę muzycznym blogerem! Na jak długo oczywiście nie wiem, skutki tego też owiane są tajemnicą. Do póki nie wymyślę spełniającej dość obszernej listy wymagań nazwy dla nowego muzycznego boga, zostanę na poczciwym Kubeczku. Żaden schemat, czy systematyczność niestety ( bądź stety - co kto lubi ) tutaj nie obowiązują. <bierze głęboki wdech> no dobra, jako, że początki są ponoć najtrudniejsze, to przejdźmy od razu do sedna sprawy i miejmy go za sobą. :) No więc...
Siedzę ostatnio i myślę: "mam ochotę na coś dobrego" szukam... wertuję... odpalam stare playlisty i jest!








Pewnie wszyscy znają i pewnie oklepane, ale dziś to lubię. :)
Grouplove to stosunkowo młody zespół, bo ma dopiero jakieś 4 lata i jedną płytę na swoim koncie, swoją drogą całkiem niezłą. :) Zespół amerykański, określany jako idie rock'owy. Muzyka na pewno pozytywna i wpadająca w ucho. Spory plus za ciekawy wokal, na pewno charakterystyczny, tylko szkoda, że nie wykorzystany w 100%. Osobiście twierdzę, że znacznie lepiej sprawdzają się jako towarzysze o poranku, niż nocne kołysanki. Płyta Never Trust A Happy Song śmiało zalicza się do tych dobrych. Jak na pierwszą płytę, jest nieźle. Poza Colours polecę jeszcze to,


no i to,



Muzyka pełna entuzjazmu, lata i uśmiechu. W sam raz na wspominki lata w te długie i chłodne wieczory. :) Grupa wygląda całkiem przyjemnie i wesoło. Miło się słucha, równie miło patrzy. Ja osobiście polecam, a płytka dostanie ode mnie... no niech będzie 7/10 :) 
Miłego słuchania!

niedziela, 17 listopada 2013

Nie zapomnij mnie - czyli moja mała chwila refleksji.


Pewnego dnia, gdy padał deszcz, nogi zaniosły nas do kina na Vergiss mein nicht ( Nie zapomnij mnie ). To niezwykła historia. Muszę przyznać szczerze, że zawsze bałam się takich filmów. Bałam się i nadal boję dobrych dokumentów. Boję się tego, co okazują przede mną. Wciągają mnie do środka i czuję, że bohaterowie są mi bliżsi niż ktokolwiek inny w danym momencie. Wszystkie wzloty i upadki przeżywam razem z nimi, a kiedy film dobiega końca czuję jakąś pustkę. Vergiss mein nicht to historia przede wszystkim o miłości do człowieka. O poświęceniu i oddaniu do jakiego zdolni są ludzie. O miłości syna do matki i o bólu, nie tylko tym fizycznym.

Kiedy na matkę Davida pada wyrok - Alzheimer, świat całej rodziny zmienia się o 180°. Strach, o to co będzie dalej, nieświadome krzywdzenie siebie, a jednocześnie docenienie każdego dnia. Starania, aby wykorzystać go w 120%, bo każdy dzień może okazać się ostatnim. Miłość człowieka do człowieka, która trwa, pomimo jej kryzysu, pomimo krzywd, pomimo ciężaru jaki za sobą niesie, poświęcenia dla drugiej osoby, trudu i cierpliwości jaką trzeba jej ofiarować. W takich przypadkach małe rzeczy potrafią cieszyć. Cieszy uśmiech chorej matki, cieszy słońce za oknem, cieszy krótka rozmowa z nią, gdy na chwilę wróci trzeźwość umysłu i pamięć. To naprawdę piękne jak wiele może znaczyć dla człowieka człowiek. 

Na myśl od razu nasuwa się świadomość, jak kruche potrafi być życie człowieka. Kobieta niezależna, bardzo aktywna społecznie i politycznie, walcząca o swoje prawa i o swoje zdanie, kobieta pełna życia i pomysłów, całkowicie nieświadoma tego, jaka ją czeka starość, teraz nie jest w stanie przekazać swojej historii, swoich wielkich dokonań młodszym pokoleniom, nie jest w stanie nawet zapamiętać imion swoich najbliższych. To trochę tak, jakby to nie istniało. Jakby cała jej młodość i poprzednie życie nie miały miejsca. Jakby stała się całkowicie innym człowiekiem, kimś, kto kiedyś nie istniał. 
Za kolejny wniosek, można uznać to, że tak naprawdę dobra materialne w życiu są całkowicie niepotrzebne. Na nic zdadzą się pieniądze, życie pełne luksusów, gdy dotknie nas ta, czy inna choroba. Wtedy liczą się tylko ludzie. Tylko nasi bliscy, o których powinniśmy troszczyć się całe życie i nie zostawiać ich, gdy wiedzie nam się lepiej. Nie próbować odrzucić ich i oddalić na siłę od siebie. Nie warto prowadzić na siłę życia samotnika, czy męczennika, kiedy tak naprawdę nie jest. 





Myślę sobie, czy ja potrafiłabym stawić czoła takiemu - bądź, co bądź - wyzwaniu, bo tak naprawdę łatwo mówi się o miłości, wierności i poświęceniu dla drugiej osoby, ale czy tak naprawdę dałabym radę, gdyby wszystkie moje uczucia i obietnice zostały wystawione na tak dużą próbę? 

sobota, 2 listopada 2013

Z miłością jej do twarzy

Na marzenia najlepszy jest kubek z gorącą kawą i ciepły koc. Marzyć można wszędzie i o wszystkim. Jedni marzą w pociągu o ładnej pogodzie, inni marzą w bezsenne noce o niespełnionej miłości, jeszcze inni marzą o ciepłym łóżku w mroźny wieczór. Marzy się o spokoju i ciszy, o duchowej równowadze, o uśmiechu innej osoby, o ładnej choince bożonarodzeniowej, o zwiedzeniu Indii też się marzy. Jest jedna zasada, marzenia nie mogą być nigdy złe. To, o czym zawsze marzymy jest czymś dla nas wyjątkowym, czymś na chwilę obecną nieosiągalnym, czymś wspaniałym. 
Ja marzę sobie o zwiedzeniu kilku miejsc na Ziemi. Marzę o ciepłym domu i spokoju w przyszłości, poza tym mam w głowie cały kłębek marzeń zamkniętych w Tobie. Możesz wszystko, czego bym chciała, czego potrzebuje. Stopniowo spełniają się moje marzenia dzięki Tobie. 
Trochę się chyba powinnam bać. Powinnam się bać przyszłego roku, mam nadzieję, roku wielkich zmian. Roku ucieczki, roku pełnego szczęścia, roku wielkich planów i miłości. Powinnam bać się tych całych planów. Czy sprostam? Czy dam radę? Czy nie zgubię niczego? Czy wszystko choć w jakimś stopniu ułoży się tak, jak bym chciała? Powinnam bać się odpowiedzi na te pytania, ale nie potrafię. Nie potrafię myśleć źle, gdy patrzę w przyszłość i poza tymi wszystkimi wielkimi zmianami i marzeniami widzę Ciebie. Wtedy wiem, że co by się nie działo, to i tak będzie dobrze. Masz niesamowitą siłę sprawczą, która uspokaja i nawet nie daje dojść do mojej głowy jakimś głupim wątpliwością. Masz siłę, która powoduje ogromną radość, uśmiech i pozwala na tak wielką miłość do Ciebie. 
O marzeniach podobno nie mówi się głośno, bo ich spełnienie staje się wtedy wątpliwe, dlatego tyle wystarczy. 


 "Moje oczy są oczami wariata 
kiedy spotykają się z twoimi oczami."




 "Masz w sobie to najpiękniejsze, 
co może mieć człowiek - prawdę. 
Nie chcesz być taki jak świat, w którym żyjesz. 
Jesteś najodważniejszy z naszego pokolenia, 
bo widzisz prawdę nawet tam, gdzie to bardzo boli."
-
Fragment listu A. Osieckiej do M. Hłasko








wtorek, 1 października 2013

List

Kochany,
Wiesz, że kiedy kochasz, ale tak naprawdę mocno. Tak mocno, jak nigdy nie sądziłeś, że będziesz wstanie, tak mocno, jak tylko jest to możliwe, to wszystko jest inne. 
Stawiając przed sobą obraz dwóch światów, tego teraźniejszego i tego sprzed roku, widzę jak obrócił się o całe 180°. Nic nie jest takie samo. Świat stał się jeszcze bardziej kolorowy i jeszcze bardziej szczęśliwy. Nadmiar energii spowodowany szczęściem dokucza niemal każdego dnia, uśmiecham się jeszcze więcej, a smutek jest wywoływany jedynie tęsknotą, gdy nie widzę Cię dłużej niż dwadzieścia cztery godziny. Nigdy wcześniej, niczyj uśmiech nie dawał tyle szczęścia. Poranki i wieczory nigdy nie były takie jak teraz. Pościel nigdy nie była tak przesiąknięta Twoim zapachem. Wiesz, nauczyłam się go na pamięć. Tak, Twojego zapachu. Jestem w stanie rozpoznać go wszędzie. Nie ukryjesz się przede mną. Pachniesz trochę jak lato, przeplatane z mocnym zapachem kawy... A może to lato i kawa pachną jak Ty? Sama już nie wiem. 
Mam milion wspomnień, milion zdjęć, milion piosenek i filmów, milion miejsc i zapachów, milion dań i kolorów. Wszystko tak mocno powiązane jest z Tobą. Wsiąkłeś w mój świat tak mocno, że już nie da się Ciebie z niego wyprać. Jesteśmy na siebie skazani. Jesteśmy skazani na wieczne szczęście i miłość. To chyba najlepsze skazanie, jak w życiu mogłam sobie wymarzyć. 
I pamiętaj kochany, nie da się ot tak przestać kochać, jeśli kocha się tak mocno i prawdziwie. Nie da się wszystkiego skreślić i odrzucić w niepamięć. Nie da się i przede wszystkim nie chce się. 
Pamiętaj kochany, pamiętaj!
























sobota, 21 września 2013

Może jutro zgaśnie słońce

Boję się upływu czasu. Tego, że żyjąc w tak dużym zgiełku, życie przeleci mi przed nosem, a ja będę stała jak osłupiała i gapiła się na to wszystko z boku, nie robiąc nic, aby to zmienić. Sparaliżowana strachem i pozbawiona wszelkiej możliwości zatrzymania tego przebiegu zdarzeń. Z tego strachu, moje wnętrzności zamienią się w papkę i wyleją ze mnie, a ja nadal będę w stanie tylko stać.
Boję się, że nie zdążę zrobić wszystkiego, co bym chciała, że plany które kiedyś zapiszę na żółtych samoprzylepnych kartkach i przykleję na lodówkę zostaną na niej na zawsze. Nie będzie na to ani czasu, ani pieniędzy. 
Boję się, że kiedyś wstaniesz, z poważną i lekko przestraszoną miną i powiesz - wychodzę - i nigdy nie wrócisz. Pozostawisz cholerną pustkę, dziurę nie do pokrycia. Moje serce wtedy pęknie i rozbryzga się po ścianach i meblach naszego domu. Rzeka rozpaczy wyleje i przestaniemy istnieć.
Boję się, że będę bała się jeszcze bardziej. Wszystkie moje małe strachy urosną na tyle, że będą większe ode mnie i wtedy nie dam im rady. Wykończą mnie, pozbawią wszelkiej nadziei i życia. Zniszczą wszystko to, co będę budować przez lata. 
Boję się jeszcze, że zgaśnie słońce... bo przecież może.