niedziela, 17 listopada 2013

Nie zapomnij mnie - czyli moja mała chwila refleksji.


Pewnego dnia, gdy padał deszcz, nogi zaniosły nas do kina na Vergiss mein nicht ( Nie zapomnij mnie ). To niezwykła historia. Muszę przyznać szczerze, że zawsze bałam się takich filmów. Bałam się i nadal boję dobrych dokumentów. Boję się tego, co okazują przede mną. Wciągają mnie do środka i czuję, że bohaterowie są mi bliżsi niż ktokolwiek inny w danym momencie. Wszystkie wzloty i upadki przeżywam razem z nimi, a kiedy film dobiega końca czuję jakąś pustkę. Vergiss mein nicht to historia przede wszystkim o miłości do człowieka. O poświęceniu i oddaniu do jakiego zdolni są ludzie. O miłości syna do matki i o bólu, nie tylko tym fizycznym.

Kiedy na matkę Davida pada wyrok - Alzheimer, świat całej rodziny zmienia się o 180°. Strach, o to co będzie dalej, nieświadome krzywdzenie siebie, a jednocześnie docenienie każdego dnia. Starania, aby wykorzystać go w 120%, bo każdy dzień może okazać się ostatnim. Miłość człowieka do człowieka, która trwa, pomimo jej kryzysu, pomimo krzywd, pomimo ciężaru jaki za sobą niesie, poświęcenia dla drugiej osoby, trudu i cierpliwości jaką trzeba jej ofiarować. W takich przypadkach małe rzeczy potrafią cieszyć. Cieszy uśmiech chorej matki, cieszy słońce za oknem, cieszy krótka rozmowa z nią, gdy na chwilę wróci trzeźwość umysłu i pamięć. To naprawdę piękne jak wiele może znaczyć dla człowieka człowiek. 

Na myśl od razu nasuwa się świadomość, jak kruche potrafi być życie człowieka. Kobieta niezależna, bardzo aktywna społecznie i politycznie, walcząca o swoje prawa i o swoje zdanie, kobieta pełna życia i pomysłów, całkowicie nieświadoma tego, jaka ją czeka starość, teraz nie jest w stanie przekazać swojej historii, swoich wielkich dokonań młodszym pokoleniom, nie jest w stanie nawet zapamiętać imion swoich najbliższych. To trochę tak, jakby to nie istniało. Jakby cała jej młodość i poprzednie życie nie miały miejsca. Jakby stała się całkowicie innym człowiekiem, kimś, kto kiedyś nie istniał. 
Za kolejny wniosek, można uznać to, że tak naprawdę dobra materialne w życiu są całkowicie niepotrzebne. Na nic zdadzą się pieniądze, życie pełne luksusów, gdy dotknie nas ta, czy inna choroba. Wtedy liczą się tylko ludzie. Tylko nasi bliscy, o których powinniśmy troszczyć się całe życie i nie zostawiać ich, gdy wiedzie nam się lepiej. Nie próbować odrzucić ich i oddalić na siłę od siebie. Nie warto prowadzić na siłę życia samotnika, czy męczennika, kiedy tak naprawdę nie jest. 





Myślę sobie, czy ja potrafiłabym stawić czoła takiemu - bądź, co bądź - wyzwaniu, bo tak naprawdę łatwo mówi się o miłości, wierności i poświęceniu dla drugiej osoby, ale czy tak naprawdę dałabym radę, gdyby wszystkie moje uczucia i obietnice zostały wystawione na tak dużą próbę? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz