piątek, 12 lipca 2013

Wrócimy tu jeszcze

I stało się. Zakochałam się na nowo i na zabój, tym razem w Tatrach. Jednogłośnie, Hel i bałtyckie zachody słońca spadły z pierwszego miejsca, a zajęły je kamieniste szlaki przez kipiące zielenią lasy na same szczyty gór. Z resztą, jak można nie zakochać się w takim widoku z okna?


Wysiadamy z autobusu i "łał, co dalej?" Trochę zimno, trochę wcześnie, dobry moment na pierwsze zakupy. Kupujemy mapę, siadamy na ławce w parku i studiujemy. "O, jest Carrefour! Jesteśmy w domu" 
No dobra, trzeba ruszyć. Wyszło tak, że pierwsze co zobaczyliśmy to Krupówki. O 7 rano naprawdę ładne. Puste, spokojne i ciche. Nic, tylko zakochać się po raz pierwszy. Jako że szczęścia nigdy nam nie brakuje, pierwsza kwatera o którą się pytamy okazuje się być najlepszą, w niej więc zostajemy. Jemy śniadanie i ruszamy! Szkoda marnować tak przecudownie słonecznej pogody.


Do listy moich największy osiągnięć niewątpliwie trafi wjazd kolejką na skocznie. Czując stabilny grunt pod nogami wszystko wygląda banalnie, że ja się dałam na to namówić... No dobra, dla takiego widoku warto. I nie żałuję. :) ( i zakochuje się po raz drugi, a to dopiero początek. )






Giewont zdobyty!
No dobra, prawie... Droga długa, słońce grzeje, a zawsze najgorzej jest zacząć. Przechodzimy obok półkilometrowej kolejki do wyciągu na Kasprowy Wierch, a ja miałam problem z wjazdem na skocznię...




Łukaszowi się podooba :)






Profesjonalne zdjęcie z kompasem

Kompas nie działa, więc go zjem

Ostatnie podejście na Giewont

I Giewont, o tam na górze. :)





Wooooda!


Lęk wysokości w górach nie pomaga, ale dla tych wszystkich widoków warto. Giewont zdobyliśmy, nogi w tyłki nam wlazły, zmęczeni, brudni, opaleni i szczęśliwi wróciliśmy do naszego apartamentowca. :)

"Smocze oko!"
Drugiego dnia tak ciepło już nie było, ale takie rzeczy nam nie straszne, więc ruszamy nad Morskie Oko. Swoją drogą, myślałam, że jest o wiele bliżej Zakopanego.





Droga łatwa, prosta i przyjemna. Ludzi pełno, pogoda coraz groźniejsza, bo grzmi. No tak, nie dość, że wysoko to jeszcze burza...







I jesteśmy. Bardzo przyjemne miejsce, woda czysta, góry robią wrażenie, chmur coraz więcej, grzmi coraz mocniej. 




Ruszamy dalej! Dolina Pięciu Stawów wzywa! Jednak deszcz zaczyna padać. Pogoda nie sprzyja, trzeba zawracać. Cholernie szkoda. Cel na następny raz: Dolina Pięciu Stawów, nieodwołalnie!


Trzeci dzień zaczął się burzą, przez co poranną kawę wypiliśmy dopiero po 16. 


Niedosyt został okropny. Chce się tam wrócić, najlepiej już i zobaczyć całą resztę. 
I jak tu nie kochać gór? :)





piątek, 5 lipca 2013

Ciągle to samo

Zakręciło mi się w głowie. Z tej miłości, czy ze strachu. Nie wiem.
Różnie czasem sobie myślę, ale mogłoby tak już zostać.
Jest tak mocno idealnie.
Tak, to z Tobą chcę żyć wiecznie.