niedziela, 4 sierpnia 2013

Co powie ryba? - Czyli szybki przegląd mojej playlisty.

Budzisz się rano, przecierasz zaspane jeszcze oczy, rozciągasz twarz w wielkim, porannym ziewie i powoli zwlekasz się z łóżka. Zapach porannej kawy wodzi Cię za nos po schodach w dół. Wchodzisz do kuchni i odnajdujesz źródło tego pięknego zapachu. Łapiesz swój ulubiony kubek, lejesz do pełna, ale z rozsądkiem - żeby nie wylać. Wracasz do pokoju, odpalasz laptopa i do przyzwoitego rozpoczęcia dnia brakuje jakiś dźwięków. Pytanie: "Co dzisiaj?" Włączasz odtwarzacz i szukasz...
Różna muzyka, w różnych miejscach, przy różnych ludziach i w różnych sytuacjach smakuje inaczej. Ma inną barwę i budzi inne emocje.

Włączasz The Doors, zamykasz oczy i jedziesz czerwonym cadillaciem po prostej, asfaltowej drodze. Przed Tobą góry, wokół pustynie, kilka suchych krzaków, jakiś zajazd. Czujesz wolność i niezależność. Możesz wszystko. Lekki, ciepły wiatr pieści Twoją twarz, rozwiewając włosy. Jesteś wolnym ptakiem, gotowym do lotu. Możesz być gdzie tylko zechcesz. Nic nie jest w stanie przeszkodzić Ci w spełnieniu marzeń.

Kaki King - Montreal - to bardzo intymny kawałek. Słucham i czuję jak dźwięki przepełniają każdy skrawek mojego ciała. Wkradają się do mózgu i wytwarzają w nim dziwne reakcje. Powodują ciarki na karku i przyspieszone bicie serca, tak, że w pełni synchronizuje się z rytmem muzyki. Tworzy magiczną otoczkę. Czuję szczęście przeplatane z nutką niepokoju. Nie ma nic lepszego na gwieździste wieczory.


Lynchowska muzyka jest tak samo inna od reszty jak i jego filmy. W pewnym momencie swojego życia, człowiek czuje, że jest gotowy na coś nowego, na coś innego. Chce poznawać coraz to nowe filmy, nową muzykę. Są też rzeczy, które muszą zgrać się z naszym etapem rozwoju. Do wszystkiego musimy dorosnąć. Lynch w moim życiu trafił nieźle. Jego muzyka ( podobnie jak i filmy ) niekoniecznie nadają się do słuchania czy oglądania przy rodzinnym obiedzie ( chyba że masz porąbaną rodzinę ) to niespokojne dźwięki. Budzą strach i nocą pobudzają wyobraźnię. Sam głos Lyncha powoduje nieprzyjemny dreszcz na plecach, ale go lubię. Z nim jest o tyle problem, że nie wiem za co. Za jego inność? Podążanie własnymi ścieżkami, odrzucenie wszelkich schematów i trendów? Nie wiem. Nie jest też do końca idealny, bo czasami jego inność jest tak inna, że aż ma się wrażenie że na siłę. Ale ma też w sobie coś, co przyciąga i nie pozwala porzucić w niepamięć starego Davida Lyncha.

Pink Floydzi niepodważalnie są mistrzami w tworzeniu muzyki. Potrafili dobrać dźwięki tak, że nie da się ich zapomnieć. Są balsamem dla uszu, ukojeniem i nieopisaną dawką przyjemności. Za każdym razem zakochuję się z nich na nowo. Nieważne czy słuchałam ich pierwszy, setny, czy tysięczny raz. Zawsze są czymś nowym i świeżym. Bezapelacyjnie mój numer jeden.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz