"Niektórzy piszą o powrocie do jego dawnej, mistrzowskiej formy, inni o nowym rozdziale w karierze reżysera."
"Film zebrał świetne recenzje: "The New York Times" nazwał go rewelacyjnym, a "Rolling Stone" stwierdził, że Allen jest w szczytowej formie."
"Reklama kłamie, to NIE JEST komedia. Chyba najcięższy dramat Allena. Świetny!"
"Blue Jasmine wibruje błyskotliwymi dialogami i przyciąga aktorską energią. Opowieść o kobiecie, która traci wszystko prócz złudzeń, to najlepszy od lat film twórcy Zeliga"
"Najnowszy Allen nas nie zawiedzie. Genialny aktorsko i dobry dramaturgicznie film spełni oczekiwania wielu fanów reżysera. Blue Jasmine jest historią tragikomiczną. Śmiejemy się ze świetnych dialogów, zachowań bohaterów, a poważniejemy podczas poznawania i po przemyśleniu historii tytułowej Jasmine."


Jedyny Allenowski akcent, to neurotyzm jaki przejawia główna postać. Brak stabilizacji emocjonalnej, roztargnienie, nadużycie leków uspokajających i alkoholu, czy prowadzenie rozmów z samą sobą na środku ulicy. I tutaj muszę się zgodzić, Cate Blanchett miała swoje pięć minut. Rolę neurotyczki odegrała nieźle. Była bardzo naturalna i wiarygodna. Wstrzymałabym się jednak z określaniem tej roli mianem oscarowej.
(...) pokładamy się ze śmiechu, słysząc świetne tyrady autorstwa Allena znakomicie wygłaszane przez aktorów." I po przeczytaniu takich zdań w recenzjach, tylko utwierdzam się w przekonaniu, że mówimy o całkowicie innym filmie. Wspominając Miłość i Śmierć, Zeliga, Annie Hall czy Manhattan dzięki którym pokochałam i poznałam doskonale poczucie humoru Allena, tak w tym filmie, nie byłam w stanie go dostrzec. Jak dla mnie Blue Jasmine to zalatujący nudą, w żaden sposób nie wyróżniający się od reszty komercyjnych filmideł, lecących w śmierdzących popcornem i pełnych szkolnych wycieczek multipleksach.

Ocena? Na dziesięć daję pięć i nadal myślę, czy to nie za dużo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz